Dziecko lustrzanym odbiciem rodzica?


Ile razy, no ile, słyszymy:
 " On/ona robi to, tak jak Ty!"
"Gada jak mama" ;"
Płacze po mamusi"
"Śmieje  się po tacie" itd..
Każdy z nas, dobrze zna scenariusze spotkań z rodziną lub przyjaciółmi. 
Doszukujemy się w dzieciach naszego odbicia.
Ale co zrobić, gdy to odbicie, nam się nie podoba?!
Zmiana lustra?
Zmiana siebie?
Zmiana dziecka???
 ( a może mąż do wymiany?;) ).


Kogo pora zmienić? Kiedy pora na zmiany? A właściwie, o jakich zmianach myślę? 

Ostatnio, na spacerze z synem, mijałam obcą mi rodzinę, w której skład wchodziła:
mama na rowerze,
ojciec majstrujący coś przy tymże pojeździe
 i dziecko.
Chłopiec.
Chłopiec miał może 2,5 roku.
Siedział na rowerku biegowym. Wiecie o który mi chodzi, prawda?
Zresztą, na czym by nie siedział, to i tak nie ma znaczenia. Mógłby nawet stać.
 Przechodziłam właśnie przez pasy i dane mi było minąć wyżej wymienione osoby.  Usłyszałam przekleństwo, z ust ojca dziecka, a chłopczyk pokazał język Tymonowi.
W zasadzie, nie wiem co, ale coś, mnie w tym wszystkim rozbawiło i uśmiechnęłam się pod nosem. W sumie, dzięki tej rodzince piszę dziś tego posta, a Wy go czytacie.
Po naszym "spotkaniu" pojawiła się, u mnie w głowie, myśl: "Ale łobuziak, pewnie w przedszkolu daje czadu" .
Kolejną myślą była: " Ciekawe czemu pokazał język... Jest niegrzeczny?  Czy tak wychowany?
A może dzieci tak mają? Choć, nie znam żadnego z językiem na wierzchu.."
 I ostatnia myśl " Ojciec przeklina,  wiadomo, dziecko jest jakie jest.. Nie oceniaj.. nie znasz ich. Rower się zepsuł, dętka zepsuta. Każdy by się wkurzył. Ale po co przeklinać..??A po co tej język..?"

 Zaczynasz się nagle zastanawiać, co się dzieje u nich w domu, ale HELLOOOO??!!!
To był tylko język!!??
Przecierz nie zostałam obrzucona błotem, powyzywana, czy okradziona.
Jednak w głowie już tysiące myśli..To chyba tzw "zboczenie zawodowe.."Możliwe.
 A może się mylę? Im częściej spotykam dzieciaki na zewnątrz, im są bardziej odmienne od mojej wizji dzieci - mam na myśli 12, 13 latków włóczących się z papierosem po mieście.
Słychać ich na kilometr i generalnie są bardzo "fajni i zabawni".
Wtedy to, właśnie ogarnia mnie rozpacz i tak sobie myślę, że co rodzice zrobili źle, czego nie przekazali dziecku. A może to wcale nie wina rodziców? Czy w ogóle można mówić o winie rodzica?
A może, my nie mamy wpływu na pewne rzeczy?Może nie istnieje coś takiego jak "wpajanie zasad". 
Jak zostajesz rodzicem, właśnie takie myśli zaprzątają Ci głowę.
Starasz się, robisz wszystko, co w Twojej mocy, by dziecko, wyrosło na porządnego człowieka.
Może źle oceniłam rodzinę z rowerem, Może u nich wszystko dobrze. Dziecko jest pod dobrą opieką i ma szanse na prawidłowy rozwój, w normalnych warunkach.
Bez przemocy, bez krzyków, bez alkoholu.
A jeśli jednak nie?
Czy faktycznie jest tak, że dziecko,które bije inne, jest agresywne i ma podobne problemy, zawsze ma niepewną sytuację w domu?
Jako pedagog powinnam znać odpowiedzi na te pytania...
Z drugiej strony,nauczyłam się nie generalizować. Problem trzeba poznać.
Jako matka, śmiem twierdzić, że w niektórych rodzinach, a praktycznie wszystkich, dziecko uczy się przez obserwacje.
A kogo obserwuje? Nas.
Właśnie, te niewinne wybuchy radości, gesty, mimika, u dziecka, to wszystko, tak bardzo przypomina nasze zachowania. Czasem wręcz są identyczne. Nawet jako dorośli, przebywając z kimś kilka lat,miesięcy, używamy zwrotów, których ona/on używał. 
Tak już funkcjonuje nasz mózg.
Obserwacja - nauka - naśladowanie.

No dobra.... Ale co z tym językiem?
Nie sądzę, żeby ojciec, pokazywał go matce przy dziecku, albo w ogóle go jej pokazywał.
 Chyba nie witają się pokazując język.. ?
Pewnie wyniósł to ze żłobka, bądź innej placówki... Tylko pewnie tam, od kogoś się tego nauczył
i historia się powtarza... 
A tak poza tym... czego ja się właściwie uczepiłam?
 Języka?
Przekleństwa?
Czego?

Tyle godzin, tygodni, lat..tyle wyrzeczeń,poświęceń,radości, łez, uśmiechu, smutku, jest za mną i przede mną. Bycie rodzicem, to najpiękniejszy ale i najtrudniejszy sprawdzian w życiu.
 Nie możesz się cofnąć, powiedzieć przepraszam, zacząć od nowa. Wszystko co robisz, jak funkcjonujesz, jest ciągle "pod kontrolą".
Nigdy nie wiesz, który Twój błąd, będzie wspominało Twoje dziecko do końca życia.
Możesz zrobić coś, zupełnie nieświadomie. Będzie Ci to zapamiętane. Najmniejsza rzecz, dla Ciebie nieistotna, może okazać się dla dziecka bardzo ważną. I na odwrót.
Niestety..tego nie da się zaplanować,rozpisać..; życie toczy się w naszych domach, głowach.
Nikt jeszcze nie zmienił się, ot tak. To niemożliwe. 
Bądźmy prawdziwi dla naszych dzieci.
Nie udawajmy.
 One wiedzą.
Starajmy się jednak, być dla nich lepsi. 
Oferujmy im, ciekawe rzeczy.
Ofiarujmy im, prawdziwych nas.
Lepszych nas.
Dajmy im to, czego mamy najmniej, w tych czasach - CZASU.
Tylko ON, spędzony z wspólnie, ugruntuje w dziecku, to czego, na co dzień, chcemy go nauczyć.
Tylko nasza obecność, nauczy go, naszych manier, kultury, zachowania, wartości, które chcemy mu przekazać.
Czas, to najcenniejsze co, możemy ofiarować, naszym dzieciom, na każdym etapie ich rozwoju.

Komentarze

  1. Zawsze się bałam, że co jeśli mimo moich starań wychowania dziecka najlepiej jak potrafię, wyrośnie na kogoś złego, bo np wpadnie w złe towarzystwo. Co wtedy zrobię? Póki co jedyne co mogę zrobić to starać się wychowywać jak to było u mnie w domu, bo dzięki temu jestem kim jestem, nigdy nie paliłam, nie brałam narkotyków, a alkohol pije zwykle w sylwestra i jestem z tego dumna, a nie czuje się gorsza, bo wszyscy to robili a ja nie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Myślę, że intuicja w wychowaniu to jest coś co mamy wgrane od urodzenia. A czas poświęcony i właśnie nasze wychowanie, nasza osoba, gwarantuje sukces. :)

      Usuń

Prześlij komentarz

Popularne posty